Po kilku miesiącach pobytu w pięknej, choć małej wsi w Hesji, gdzie jedną z nielicznych rozrywek było liczenie uderzeń dzwonu na wieży kościelnej, bijącego z niemiecką regularnością o godz. 7 (do roboty!), 11 (Achtung gospodynie, za godzinę chłopy przyjdą na obiad), 15 (czas na cafe und kuchen) i 18 (koniec pracy, czas na kolację), łaknę kontaktu z kulturą, jak przysłowiowa kania dżdżu.

Dzisiejszy dzień był wyjątkowo łaskawy. Najpierw spotkanie z Wojtkiem Maziarskim, dziennikarzem, byłym redaktorem naczelnym „Newsweeka”, obecnie dziennikarzem „Gazety Wyborczej”. Jeszcze będąc w Niemczech zapisałem się na Facebooku na listę chętnych do nabycia jego najnowszej książki – „Czytanki o dobrej zmianie. Lektury z ćwiczeniami dla mord zdradzieckich i kanalii”, która właśnie ukazała się drukiem.

 

Umówiliśmy się w redakcji na Czerskiej. Znamy się od lat. On zna moje publikacje o Akcji „Wisła” – ja cenię jego znacznie większy dorobek pisarski i dziennikarski. Chwilkę pogadaliśmy o książkach, o moich i jego planach wydawniczych, powspominaliśmy „stare dobre czasy”, autograf i już miałem wychodzić, ale pomyślałem, iż zerknę jeszcze na stoisko z książkami – nowościami wydawniczymi, mieszczące się w holu budynku redakcji.

Pierwszą, która wpadła mi do ręki, była rozmowa Doroty Wellman z Andrzejem Pągowskim, jednym z najwybitniejszych polskich grafików, zatytułowana – „Być jak Pągowski”. Książka ukazała się miesiąc temu, czytałem o niej na FB, teraz chciałem ją mieć, chociażby z uwagi na okładkę…

Pągowski jest autorem ponad 1400 plakatów filmowych, teatralnych i reklamowych, w tym m.in. do kultowego filmu „Miś”. Jedną z najbardziej rozpoznawalnych jego prac, jest plakat dla kampanii antynikotynowej – „Papierosy są do dupy”…

Otworzyłem książkę przypadkowo na rozdziale zatytułowanym „Samotność”, w którym Pągowski opowiada o pracy późną nocą, kiedy wszyscy śpią lub balują, a jemu wtedy przychodzą do głowy najlepsze pomysły. Pomyślałem, skąd my to znamy?

Świetny tekst, znakomite pytania Doroty Wellman. Stałem i czytałem pewnie z dobre 10 minut. W końcu pomyślałem – a niech tam, ciężko pracowałem, kupię sobie tę książkę!

W tym momencie zza pleców usłyszałem miły, lekko rozbawiony męski głos. „Przepraszam, widzę, że Pana ta książka tak wciągnęła, to może wpiszę już od razu dedykację. Nazywam się Andrzej Pągowski!”.