Politycy PiS, minister Witold Waszczykowski, prezydent Andrzej Duda, oskarżając prezesa IPN Ukrainy dr. Wołodymyra Wiatrowycza o antypolonizm zachowują się wyjątkowo cynicznie. Prezes polskiego IPN dr Jarosław Szarek, atakując swojego ukraińskiego kolegę, zachowuje się nie tylko nieelegancko, ale też pokazuje, jak krótkotrwałą ma pamięć, jako wieloletni pracownik tej instytucji.

Jedni i drudzy wstydzą się dziś przyznać, że zasługi dr. Wiatrowycza dla badań nad najnowszą historią Polski, a w szczególności badań nad represjami sowieckimi wobec ludności polskiej na Ukrainie, nad zbrodniami NKWD wobec członków polskiego podziemia niepodległościowego na Kresach, nad zbrodnią sowiecką w Katyniu – są większe od zasług prezesów Kaczyńskiego i Szarka oraz ministra Waszczykowskiego razem wziętych.

To dzięki dr Wiatrowyczowi w czasach, kiedy był on dyrektorem Archiwum Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, przekazano Polsce dotychczas nieznane, nigdzie niepublikowane dokumenty zawierające korespondencję, instrukcje KGB ZSRR ujawniające mechanizm zacierania śladów zbrodni katyńskiej, niszczenia miejsc pochówku polskich oficerów rozstrzelanych w Katyniu, Piatychatkach k. Charkowa i innych miejscach. Za ujawnienie tych dokumentów i przekazanie ich polskiemu IPN, za zasługi w dokumentowaniu prawdy o najnowszej historii Polski, na wniosek ówczesnego prezesa IPN miał on zostać odznaczony przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego „Złotym Krzyżem Zasługi”.

Kiedy po upadku reżimu prezydenta Janukowycza dr Wiatrowycz został prezesem IPN Ukrainy, jedną z jego pierwszych decyzji było wznowienie współpracy z IPN Polski. Był też jednym z inicjatorów i autorów tzw. ustawy dekomunizacyjnej, przyjętej przez parlament Ukrainy, dzięki której do IPN Ukrainy trafiły z Archiwum SBU setki tysięcy tomów dokumentów sowieckich organów represji.

Jak donosił korespondent Polskiej Agencji Prasowej w Kijowie Jarosław Junko, ówczesny prezes polskiego IPN dr Łukasz Kamiński przebywający z wizytą w Kijowie w grudniu 2015 r. na zaproszenie prezesa dr. Wiatrowycza oświadczył, że przekazanie zasobów archiwów NKWD i KGB do IPN Ukrainy ma „przełomowe znaczenie dla badaczy historii Ukrainy, Polski oraz całego obszaru byłego ZSRR”. Jego zdaniem będzie to też „największe udostępnienie dokumentów sowieckiego aparatu represji w historii”. Obecna dyrektor Archiwum IPN Marzena Kruk powiedziała, że dzięki temu „stronie polskiej udało się pozyskać wiele ciekawych, cennych materiałów i wypełnić białe karty historii”.

To zasługą dr. Wiatrowycza było i jest, że Polacy, polscy historycy, polski IPN, dostali na tacy nieograniczoną możliwość korzystania z tych archiwów, kopiowania ich, publikowania, nie dając właściwie w zamian nic. Trzeba być maluczkim, by o tym nie pamiętać. Okazało się, że do czasu. Teraz przyszedł czas zapłaty.

Dr Wołodymyr Wiatrowycz obiecanego „Złotego Krzyża Zasługi” nie dostał, choć jak mało kto na niego zasłużył. O ile dobrze pamiętam, pretekstem był jedno zdanie pozytywnego komentarza w związku z nadaniem przez prezydenta Juszczenkę tytułu bohatera Ukrainy Stepanowi Banderze. Polskim politykom oszczędzono okazji do wszczęcia kolejnej antyukraińskiej hucpy – procedury odebrania prezesowi IPN Ukrainy odznaczenia. Wystarczy, że chcą je odebrać Janowi Tomaszowi Grossowi za pisanie o tym, jakoby Polacy, polskie podziemie, w czasie okupacji, z przyzwoleniem Niemców, zamordowali w okrutny sposób ponad 100 tys. Żydów. Wiatrowyczowi odbiorą co najwyżej prawo wjazdu do Polski. Na szczęście nie mogą mu odebrać prawa jazdy.