22 kwietnia 1995 r. byłem młodszy o 22 lata. Byłem przepełniony wiarą w pojednanie polsko-ukraińskie. Owładnięty misją poszukiwania miejsc pochówku Ukraińców zamordowanych, poległych, skazanych na karę śmierci i straconych na terenie Polski w czasie i po Akcji „Wisła”. W 1993 r. odnalazłem jedną z takich mogił. Spoczywały w niej szczątki 28 żołnierzy UPA, poległych 6/7 stycznia 1946 r. podczas ataku na garnizon WP w Birczy i Ukraińców – mieszkańców okolicznych wsi, zakatowanych w Birczy przez Milicję i UB. Przydomowy ogród na prywatnej posesji, gdzie znajdowała się wspomniana mogiła, jego właściciel, jak co roku, obsiał kapustą, buraczkami i fasolą. Kiedy po raz pierwszy do niego przyszedłem powiedział: „Dobrze im tu, mają co jeść, sadzę im co roku kartofelki…”

Wymarzyłem sobie wtedy, w moim naiwnym ukraińskim łbie, że zabierzemy ich z tego dołu pod warzywniakiem i pochowamy godnie, po chrześcijańsku, na miejscowym cmentarzu w Birczy. Spoczną obok żołnierzy polskich, poległych tego dnia w bratobójczej walce podczas wspomnianego ataku. Krzyż w krzyż, orzeł obok tryzuba.

Wyśniłem sobie, że w pogrzebowym kondukcie pójdą ramię w ramię duchowni ukraińscy, greckokatoliccy i prawosławni, polscy rzymskokatoliccy, Polacy z Birczy, Ukraińcy z Polski i z Ukrainy, rodziny poległych i pomordowanych, młodzież.

Wierzyłem, że Bircza ma jedyną i niepowtarzalną szansę stać się symbolem takiego pojednania. Czymś na wzór Krzyżowej, gdzie w tym samym czasie rodziło się pojednanie polsko-niemieckie. A jej mieszkańcy, ciężko doświadczeni przez historię, pokażą światu, że można sobie podać ręce ponad mogiłami, ponad Akcją „Wisła”, ponad „rzezią wołyńską”. Właśnie wówczas, kiedy Polska i Ukraina odzyskały po latach sowieckiego zniewolenia niepodległość.

Jednym z etapów realizacji moich marzeń były liczne spotkania z birczańskim wójtem – dobrym gospodarzem, radnymi gminy, mądrymi i wspaniałymi nauczycielami miejscowej szkoły. Spotkałem się też z rzymskokatolickim proboszczem Birczy. Prosiłem, by na kazaniu niedzielnym w kościele przywołał może jakiś fragment z pisma świętego o przebaczaniu bliźniemu, o pojednaniu. Obiecał! Kiedy wychodziłem z plebanii na pożegnanie powiedział – „Niech żywi nie tracą nadziei” i jeszcze „Szczęść Boże!”.

Nazajutrz miało się odbyć decydujące spotkanie z mieszkańcami Birczy, poprzedzające referendum w sprawie wydania zgody na ekshumację i pochówek. Zdarzenie to miało miejsce właśnie 22 kwietna 1995 r. w birczańskim domu kultury wybudowanym z cegły pochodzącej ze zburzonej po 1947 r. cerkwi greckokatolickiej. Zapamiętam je do końca życia. Stając wówczas przed mieszkańcami Birczy, nie wiedziałem wówczas, że na ekshumację trzeba będzie czekać pięć lat.