Skończyły się w Polsce obchody Święta Niepodległości 11 listopada. Kiedy oglądałem na Facebooku i „lajkowałem” kolejne posty moich znajomych, którzy zamieszczali w tych dniach barwy narodowe Polski + Ukrainy = serce, wzruszam się na samą myśl, jak mogło być pięknie.

Gdy czytam i słucham wiadomości powtarzanych po wielokroć przez TVP i Polskie Radio o utraconych „polskich kresach”, o „polskim Lwowie”, o kolejnych nowych tablicach wmurowanych na grobie Nieznanego Żołnierza z inicjatywy mojego kolegi z konspiracji Antka Macierewicza, upamiętniających kolejne miejsca chwały i sławy oręża polskiego w walce z Ukraińcami, o 100 tys. Polaków okrutnie zamordowanych przez Ukraińców w „rzezi wołyńskiej”, za które Ukraina wciąż nie przeprosiła, zaczyna do mnie docierać, że pięknie już było. Teraz będzie już tylko coraz gorzej – źle – strasznie.

Nie wiem, jakiego słowa użyć, by właściwie oddać to, co się dzieje dziś w Polsce. Nie tylko w przestrzeni medialnej. I tego, co nas może czekać już jutro. Ale moje serce, Ojca, czuje, że zbliża się nieuchronnie taki dzień, w którym ja, podobnie jaki i rodzice tysięcy ukraińskich, żydowskich, białoruskich, muzułmańskich i wszystkich nie-polskich dzieci, będziemy się bać o ich życie! A milion ukraińskich „zarobitczan”, którzy swą ciężką, często niewdzięczną i marnie opłacaną pracą ratują polską gospodarkę, będzie się bać rozmawiać na ulicy polskich miast po ukraińsku.