Kiedy w polskim obozie koncentracyjnym w Jaworznie, byłej filii nazistowskiego Konzentrationslager Auschwitz, ginęli z głodu, wskutek tortur, pierwsi ukraińscy więźniowie, a w zbiorowych mogiłach w pobliskim lesie już rozkładały się ciała zamordowanych dwa lata wcześniej ponad 6 tysięcy Ślązaków i Niemców – 2 lipca 1947 r. Sejm Rzeczypospolitej uchwalił ustawę „O upamiętnieniu męczeństwa Narodu Polskiego i innych Narodów w Oświęcimiu”.

Teren byłego nazistowskiego obozu koncentracyjnego otrzymał teraz – jak zapisano w ustawie – „po wsze czasy” status Pomnika Męczeństwa Narodu Polskiego i innych Narodów. Powołane wraz z nim Państwowe Muzeum Oświęcim-Brzezinka miało gromadzić dowody zbrodni hitlerowskich, opracowywać je naukowo i udostępniać społeczeństwu.

Tego samego dnia identyczną ustawę polski sejm przyjął dla byłego obozu na Majdanku. Tu również, nazajutrz po wyzwoleniu Lublina przez Armię Czerwoną, polskie władze utworzyły swój własny obóz koncentracyjny.

Ustawy o upamiętnieniu męczeństwa narodów „niepolskich” – w polskich obozach koncentracyjnych po 1945 r. – nie przyjął żaden polski parlament. Ni ten komunistyczny w 1947 r., ani ten antykomunistyczny po 1989 r., w niepodległej już Rzeczypospolitej.

W ten sposób ofiary polskich obozów koncentracyjnych – Ukraińców, Ślązaków i Niemców –  zamordowano dwukrotnie.

Najpierw, z pełną premedytacją ich zakatowano lub zagłodzono na śmierć, a ciała wrzucono do bezimiennych, zbiorowych mogił – dołów.

Teraz, z jeszcze większą premedytacją, postanowiono wymazać ich z naszej, zbiorowej pamięci.

Pierwszy Ukrainiec zginął w obozie w Jaworznie 14.06.1947 r. Równo w miesiąc od dnia przybyciu z aresztu PUBP w Sanoku. Był to Michał Ogarek, ur. 25.09.1895 r. rolnik ze wsi Czaszyn w pow. Lesko. Miał nr obozowy 343. Według Dymitra Drabiszczaka, również więzionego w Jaworznie, Ogarek został zakatowany w czasie śledztwa.

„Był taki więzień o nazwisku Ogarek. On pode mną leżał na pryczy i bardzo jęczał z pobicia. Prawdopodobnie zmarł, bo już nigdy więcej go nie widziałem. Pochowali go w lesie za obozem”.

„Brudnego i zakrwawionego, zimą, wymyli pod pompą zimną wodą…”

W relacjach byłych więźniów, jako najczęstszą przyczynę zgonów Ukraińców w obozie, podaje się głód, wycieńczenie organizmu i obrażenia doznane w czasie śledztwa lub zadane przez straż obozową oraz „kapo”. W kilkudziesięciu przypadkach więźniowie zostali po prostu zakatowani na śmierć. Według Mikołaja Zdrady z Wierzbicy, pow. Tomaszów Lubelski, „w obozie śmierć była zjawiskiem powszechnym”.

Mikołaj Mielniczek w czasie wojny trafił do niemieckiego lagru. Przeżył i w 1945 r. powrócił do rodzinnej wsi Bezmiechowa Górna w pow. Lesko. W dwa lata później trafił do polskiego lagru i tego już nie przeżył. Miał nr obozowy 1832.

„W Jaworznie kilka razy dziennie ganiali dokoła baraku. Na każdym rogu stał jeden „kapo” z deską i bił przebiegających. Mego ojca – zeznał przed prokuratorem IPN jego syn Michał Mielniczek – doprowadzili do tego stanu, że nie miał już sił nie tylko biegać, ale i chodzić. Brudnego i zakrwawionego, zimą, wymyli pod pompą zimną wodą. Potem zawinęli go w jakąś ceratę i tak nagiego przynieśli do baraku, położyli na pryczy. I tam zmarł do rana”.

„Zakopywali więźniów jak psy…”

Ciała zamordowanych więźniów zakopywano w anonimowych zbiorowych mogiłach na terenie młodnika przylegającego do obozu od strony torów prowadzących do kopalni „Jan Kanty”.

Rytuał był za każdym razem taki sam. Po trupa zakatowanego lub zmarłego z wycieńczenia i głodu więźnia przychodziło do baraku dwóch Niemców – jeńców wojennych. Zawijali w koc, wrzucali na dwukołowy wózek z napisem „Śmieci”, nie wiadomo czemu zwany „Magdą” i wywozili przez główną bramę poza teren obozu. Zawsze towarzyszył im uzbrojony strażnik. W żargonie obozowym mówiło się, że grzebano ich pod „sosenkami”. Inni twierdzili, że ciała są wywożone do Oświęcimia i tam palone w krematorium.

Dymitr Repak, z Myscowej, pow. Krosno, nr obozowy 3255, widział wiele śmierci w obozie.

„Wśród tych, którzy zginęli w Jaworznie był mój kuzyn Konstanty Jurkowicz. Wiem, że zmarł z głodu. W chwili śmierci miał 41 lat. Zmarłych zakopywali Niemcy, też więźniowie. Cmentarz był w takim lasku. Zakopywano więźniów bez trumien – jak psy”.

Według odnalezionych przeze mnie dokumentów, w polskim obozie koncentracyjnym Jaworzno od kwietnia 1945 r. do końca 1948 r. zginęło co najmniej 6138 Ślązaków i Niemców oraz 161 Ukraińców. Najwięcej osób zamordowano w sierpniu 1945 r. – 1110.

Na liście ofiar 90% to nazwiska czysto śląskie, jak np. Bujok Augustyn, ur. 11.04.1919 – zamordowany 3.04.1945 r., Bijok Edmund (7.04.1886 – 9.04.1945), Grolik Augustyn (9.08.1897 – 23.04.1945), Francik Mikołaj (5.12.1905 – 10.05.1945), Kutz Aleksander (24.02.1888 – 29.05.1945), trzy osoby o nazwisku Riedel – Paweł, Hejnc i Wilhelm zamordowani 6, 12 i 19.05.1945 r. i tyleż samo o nazwisku Klose – Wojciech, Józef i Maksymilian, ten ostatni syn Alojzego, wszyscy zamordowani w kilkudniowych odstępach w październiku 1945 r.

Nazwisk więźniów zamordowanych w pierwszych dwóch miesiącach istnienia obozu (luty – marzec 1945), kiedy to chowano ich jeszcze na pobliskim Cmentarzu Pechnickim, dotychczas nie ustalono.

Krzyż brzozowy ustawiony na początku lat 90. w miejscu domniemanego pochówku zamordowanych więźniów obozu w Jaworznie.

Żaden z 6299 Ślązaków, Niemców i Ukraińców zamordowanych w Jaworznie nie ma swojej mogiły z krzyżem i nazwiskiem. Nawet symbolicznej.

Żadnej z tych 6299 zadanych śmierci nie uznano za ludobójstwo i zbrodnię przeciwko ludzkości.

Żaden ze strażników,  komendantów, czy „kapo” polskiego obozu koncentracyjnego w Jaworznie, nie został nigdy oskarżony i osądzony za zbrodnie popełnione w tym obozie.