Tekst „Lagier Jaworzno – Chowali ich jak psy…” napisałem nie po to, by epatować się opisami zbrodni i okrucieństw popełnionych na Ukraińcach, Ślązakach czy Niemcach. By przypomnieć, że na terenie Polski obozy koncentracyjne istniały nie tylko w czasie wojny (niemieckie nazistowskie), ale również i po jej zakończeniu (polskie komunistyczne).

Wszystko to są fakty na ogół znane i wielokroć opisywane, ostatnio w książce – reportażu historycznym Marka Łuszczyny, Mała zbrodnia. Jak pokazały reakcje czytelników, w przypadku Ślązaków i Niemców więzionych i zamordowanych w Jaworznie, niemal całkowicie zapomniane. To tym bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że książka nad którą obecnie pracuję dzięki stypendium Fundacji KALYNA jest ze wszech miar potrzebna.

Chcę się po prostu upomnieć o ofiary tych obozów. Tak, jak inni upominają się o polskie ofiary na Wołyniu czy w Katyniu.

O uporządkowanie i ogrodzenie poobozowych cmentarzy. Czy choćby postawienie tam tablic informacyjnych z napisem: „Tu jest cmentarz ofiar obozu w ….”. By psy nie załatwiały swoich potrzeb na mogiłach pomordowanych lub nie budowano na nich supermarketów.

O prawo do namiastki grobu i krzyża, lub kilku liter nazwiska wyrytych na symbolicznej tablicy. Z datą śmierci. A przecież tych śmierci było niemało.

60 tysięcy zamordowanych…

Według dotychczasowych ustaleń tylko w obozie w Jaworznie w latach 1945-1949 zginęło co najmniej 6299 więźniów. Natomiast we wszystkich kilkuset obozach istniejących po wojnie na terenie Polski – ponad 60.000.

Teren obozu w Jaworznie po jego likwidacji. Na pierwszym planie słup narożny ogrodzenia z drutu kolczastego pod wysokim napięciem, na drugim – mur z cegieł zbudowany przez więźniów. Fotografia ze zbiorów Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Warszawie.

To niewiele mniej od liczby Polaków zamordowanych w Auschwitz, gdzie według danych Muzeum w Oświęcimiu zginęło nie więcej jak 70-75 tys., a który dotychczas był uznawany za symbol niemieckiego ludobójstwa.

To dwukrotnie więcej niż polskich ofiar „rzezi wołyńskiej”, podnoszonej dziś do rangi symbolu ukraińskiego ludobójstwa i martyrologii narodu polskiego.

 

http://ftp.auschwitz.org/historia/zaglada/liczba-ofiar

„Zostaliśmy z Matką i duszami wewnątrz…”

Chcę się upomnieć i o tych, którzy przeżyli obozy, ale zostali okaleczeni na całe życie. Nie tyle na ciele, co na duszy. I do końca swych dni musieli żyć w tym kraju z piętnem „ukraińskiego bandyty”, „folksdojcza”, „niemieckiej świni”. Również ich rodziny. Pogardzani, ukrywali swoją obozową traumę, jak coś wstydliwego, niegodnego w tym kraju. Podobnie jak narodowość.

Mój Ojciec był człowiekiem o złotych rękach. Kochał budować domy, szkoły, cerkwie, które istnieją do dziś. Został zabrany z domu przez dwóch żołnierzy Wojska Polskiego. Miałam wtedy prawie siedem lat. Doskonale pamiętam. Ten obraz tkwi w moich oczach i sercu. Ojca zabrali do obozu, a nas wagonami bydlęcymi w nieznane. Fakty mówią, że Obóz Pracy w Jaworznie, do którego trafił mój ojciec, to nie był obóz pracy, ale obóz zagłady, obóz koncentracyjny. I to powinno się znaleźć w tymże Uzasadnieniu.

 Nasza rodzina bez ojca legła w gruzach. Rzucili nas w obce miejsce, wśród obcych ludzi. Dom, gdzie się znaleźliśmy, bez okien i drzwi, my bez jedzenia, bez ubrań i butów. Moja Mama, z dwójką dzieci, załamała się, popadła w depresję. Zostaliśmy z Matką i duszami wewnątrz. Żyliśmy z bratem w strachu, bo ciągle ktoś mówił, że nas zabiorą do domu dziecka, a w moim sercu tkwił strach, że już nie wrócę do mojej Mamy, tak jak Ojciec. Mama ciągle płakała, ale nic nie mówiła. Miała wtedy 35 lat. Do szkoły nie poszłam, bo nie miałam butów i ubrania.

 Żeby walczyć, trzeba mieć siłę. Mnie tej siły pozbawiono. Rodzinę zaszczuwano, dokonywano nagonek, śledzono nocami. Bratu wybito zęby, gdy wracał od kolegi. Matka z ciągłego stresu dostała depresji, a potem zachorowała na schizofrenię. Zmarła 11.06.1980 r. w niejasnych do końca okolicznościach.

Często zadaję sobie pytanie: dlaczego ci, którzy urodzili się w tym kraju, a są innej narodowości czy wyznania, muszą tak cierpieć”.

To fragment tylko jednego z dziesiątków poruszających listów pisanych przez byłych więźniów obozu lub członków ich rodzin, odnalezionych przeze mnie w kilkudziesięciu tomach materiałów śledztwa prowadzonego przez Oddziałową Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Katowicach.

Maria Prokop, Ukrainka wysiedlona w czasie Akcji „Wisła” do wsi Rychnowo k. Ostródy, córka Prokopa Klimkiewicza zamordowanego w obozie w Jaworznie, napisała go 7.02.2010 r. do OKŚZpNP w Katowicach po przeczytaniu „Uzasadnienia”, z którego dowiedziała się, że śledztwo w sprawie zbrodni popełnionych na ludności ukraińskiej w obozie w Jaworznie, w tym zamordowania jej ojca, przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa Polskiego, zostało po raz drugi umorzone „wobec stwierdzenia, iż czynów takich nie popełniono”!

„Konsensus”

Upominanie się o ofiary polskich obozów koncentracyjnych, o szacunek dla miejsc martyrologii Ukraińców, Ślązaków i Niemców w czasie, kiedy burzy się ostatnie pomniki przypominające, kto wyzwolił ten kraj spod okupacji hitlerowskiej, a co rusz odsłaniane się nowe – upamiętniające ofiary zbrodni ukraińskich nacjonalistów, gdy planuje się kolejne ekshumacje, które coraz bardziej przypominają remanent kości, mający wykazać, czy ilość zamordowanych Żydów w Jedwabnem i Ukraińców w Hruszowicach nie przekracza dopuszczalnej polskiej normy trupów na 1 m kwadratowy – zakrawa na profanację.

Pani Grażyna Staniszewska, udostępniając mój tekst na swojej stronie napisała, że powinniśmy się jednak zmierzyć i z takim dziedzictwem, by „wzmocnić się świadomością swojej ułomności”. To bardzo piękne i mądre słowa.

Czy jednak 70 lat po wojnie i w 30. roku niepodległości Polski można się wciąż jeszcze mierzyć z czymś tak oczywistym, jak śmierć kilkudziesięciu tysięcy ludzi zamordowanych w obozach, zagrzebanych w bezimiennych mogiłach i skazanych na zapomnienie tylko dlatego, że byli innej narodowości, modlili się do innego Boga i ktoś uznał ich cierpienie i śmierć za gorsze „rasowo”?

Pisząc „ktoś”, nie mam bynajmniej na myśli wyłącznie tych, którzy ponoszą osobistą odpowiedzialność za to, że po wojnie, kiedy nie ostygły jeszcze krematoria Auschwitz-Birkenau, niemieckie obozy koncentracyjne z dnia na dzień stały się polskimi. Ani tych, którzy wydawali w tych obozach rozkazy lub je „tylko wykonywali”.

W Polsce, niezależnie od kolejnych transformacji politycznych i ustrojowych, bez względu na to czy rządzili komuniści, czy ich ideowi wrogowie, w dwóch kwestiach obowiązywał niepisany konsensus – ukraińskiej i niemieckiej. Tragiczny los Ślązaków był tylko pokłosiem jednej z nich.

„Wysiedlenia ludności niemieckiej i ukraińskiej z Polski prowadzone dokładnie w tym samym czasie różniły się tylko skalą, tj. liczbą wysiedlonych. Skala brutalności ze strony wojska była podobna, ze wskazaniem na niekorzyść Ukraińców. Nawet w szczytowym okresie tzw. dzikich wypędzeń Niemców nie odnotowano przypadków palenia przez żołnierzy WP niemieckich wsi, zbiorowego mordowania ich mieszkańców, w tym kobiet i dzieci, uchylających się od wyjazdu z Polski, co w trakcie wysiedleń Ukraińców było zjawiskiem dość powszechnym. Wspólną cechą był brutalny przymus, krótki czas na opuszczenie domów i obozy koncentracyjne, w których więziono również kobiety i dzieci, niemieckie i ukraińskie.

W pewnym momencie do wysiedlenia Niemców i Ukraińców używano nawet tych samych składów pociągów, którymi w systemie wahadłowym wywożono Ukraińców z woj. rzeszowskiego na Dolny Śląsk, do woj. olsztyńskiego lub szczecińskiego, a następnie ładowano do nich Niemców. Po wywiezieniu Niemców za Odrę wagony wracały z powrotem w Rzeszowskie, po Ukraińców”. .

Eugeniusz Misiło, Akcja „Wisła” 1947/ [s. 45-46]

Dziś najzagorzalszym obrońcą niegodziwości popełnionych przez komunistów – przymusowych, brutalnych wysiedleń Niemców i Ukraińców, więzienia niemieckiej i ukraińskiej ludności cywilnej w obozach koncentracyjnych, „repolonizacji” ziem poukraińskich i poniemieckich – są środowiska narodowe. A „konsensus” stał się istotnym elementem nie tylko „polityki historycznej” państwa, ale i normą prawną.