9 maja to nie tylko dzień zwycięstwa. To również rocznica przybycia pierwszego transportu ukraińskich więźniów do obozu koncentracyjnego w Jaworznie. Nie działo się to wszak w czasie wojny, lecz już po jej zakończeniu, kiedy to miejsce Żydów – zwożonych z całej Europy transportami via Auschwitz, zajęli najpierw miejscowi – Ślązacy i Niemcy, a potem Ukraińcy – wysiedlani w czasie Akcji „Wisła” ze swych ojczystych stron i wiezieni w bydlęcych wagonach via Oświęcim na tzw. „Ziemie Odzyskane”.
 
Ukraińska droga do obozu zaczynała się na bocznicy oświęcimskiej stacji kolejowej. Wprawdzie nie tej, z której Żydów pędzono wprost do komór gazowych, jednak dla setek Ukraińców, poddawanych selekcji i wyciąganych siłą przez żołnierzy z orzełkami na czapkach z transportów wysiedleńczych, była niczym czyściec do bram piekieł.
 
Ukraińcy w Polsce mają dar pomniejszania własnych krzywd i cierpień. Zamiast uczynić z 9 maja datę – symbol zbrodni komunistycznej, jaką była Akcja „Wisła”, organizować, podobnie jak Polacy, Żydzi czy Ślązacy, tzw. marsze żywych, drogą, którą przebyli pierwsi więźniowie obozu, ich ojcowie i matki, z uporem maniaka od wielu lat, jak co roku, organizują w Jaworznie uroczystości w jedną z sobót września, która w historii obozu nie symbolizuje niczego.

***

9 maja 1947 r. do Krakowa przyleciała delegacja rządu Ukrainy Radzieckiej z wicepremierem Wasylem F. Starczenką. Trzy dni wcześniej, 6 maja, on i wicepremier polskiego rządu Antoni Korzycki, podpisali protokół końcowy do układu z 9.09.1944 r. o „wymianie” ludności ukraińskiej i polskiej między Polską i USRR. Teraz, w Krakowie, mieli świętować zakończenie deportacji z Polski do „sowieckiego raju” 482 tys. Ukraińców i „repatriowania” 742 tys. Polaków z „Kresów”. W prasie opublikowano wydany z tej okazji oficjalny komunikat rządowy, w którym przesiedlenie ludności ukraińskiej z Polski i polskiej z USRR nazwano „czynnikiem, który będzie służył sprawie dalszego umocnienia przyjaźni, wzajemnego zrozumienia i współpracy między naszymi bratnimi narodami”. Do pełnego „umocnienia przyjaźni” między komunistycznymi władzami Polski i Ukrainy brakowało jeszcze wysiedlenia tylko 150 tys. Ukraińców, którzy uniknęli wpędzenia w latach 1944-1946.

Nie wiadomo czy był to zbieg okoliczności, czy też delegacja ukraińska została o tym uprzedzona, ale dokładnie tego samego dnia, kiedy premier Ukrainy Starczenko podziwiał Wawel, Rynek Główny, kopalnię soli w Wieliczce, ocalałe dzięki bohaterstwu ukraińskich żołnierzy 1. Frontu Ukraińskiego Armii Czerwonej – Akcja „Wisła” trwała już drugi tydzień, a z Oświęcimia do obozu koncentracyjnego w Jaworznie przybył pierwszy transport 14 ukraińskich więźniów.

Byli to mieszkańcy wsi Bereżnica Niżna, Łukowe, Stańkowa w pow. leskim oraz Komańcza w pow. sanockim wyciągnięci siłą z wagonów transportów wysiedleńczych R-74 i R-75 w Oświęcimiu. Jeszcze tego samego dnia załadowano ich na samochód ciężarowy i pod eskortą żołnierzy z karabinami gotowymi do strzału wywieziono do obozu.

„Pokwitowanie odbioru” pierwszych 5 więźniów obozu w Jaworznie – Ukraińców, zabranych z transportu R-74 w Oświęcimiu w dniu 9.05.1947 r.

Więzień nr 1

Więźniem nr 1 była 18. letnia dziewczyna Maria Baran, c. Piotra i Anny, ur. 10.03.1929 r. we wsi Łukowe, pow. Lesko. Obok piątego na liście Mikołaja Harhaja z Komańczy, funkcjonariusze UB napisali: „Z-ca dowódcy bandy «Hrenia»” (winno być: „Chrina”). Jego aresztowanie uznano początkowo za duży sukces. Powiadomiono o tym telegraficznie nawet samego ministra bezpieczeństwa publicznego. Miał to być dowód, że wraz z wysiedlaną ludnością cywilną na ziemie zachodnie próbują przedostać się członkowie „band UPA”, co uzasadniało poddawanie Ukraińców brutalnej kontroli w Oświęcimiu. W czasie śledztwa prowadzonego w obozie, okazało się, że jest on bogu ducha winnym kolejarzem. Po kilku miesiącach został zwolniony z braku dowodów winy, podobnie zresztą jak wszyscy pozostali z tego transportu, z wyjątkiem Jerzego Wijtiwa z Bereżnicy, który zmarł w obozie z głodu.

 „Punkt Odżywczo-Sanitarny w Katowicach”

To właśnie bezpośrednie sąsiedztwo Oświęcimia zadecydowało w dużej mierze o wyborze Jaworzna na miejsce uwięzienia Ukraińców w czasie Akcji „Wisła”. Powodem była miejscowa stacja kolejowa, pełniąca funkcję głównego punktu rozdzielczego transportów z deportowaną ludnością ukraińską. W tajnych dokumentach Grupy Operacyjnej „Wisła” jej rzeczywiste przeznaczenie skrywano pod nazwą „Punkt Odżywczo-Sanitarny w Katowicach”. Z projektu „Planu ewakuacyjnego”, opracowanego wspólnie przez Ministerstwo Ziem Odzyskanych oraz Sztab Generalny Wojska Polskiego i zatwierdzonego 18.04.1947 r. słowo „Oświęcim” wykreślono w ostatniej chwili, wpisują w to miejsce „Katowice”. Zmiany dokonano z obawy, że nazwa Oświęcim, w przypadku ujawnienia planu wysiedlenia Ukraińców, mogła wywołać w opinii publicznej negatywne skojarzenia.

Dwa lata po wojnie „Oświęcim” był słowem tabu, zastrzeżonym w ówczesnej komunistycznej propagandzie wyłącznie dla ofiar hitlerowskiego ludobójstwa. Dziś wiemy już, że na stacji w Oświęcimiu, zamiast dożywiania wysiedlanych Ukraińców i niesienia pierwszej pomocy lekarskiej chorym, wiezionym w zatłoczonych transportach, dokonywano brutalnej „selekcji”, która dla setek osób skończyła się tragicznie – osadzeniem za obozowymi drutami, śmiercią z głodu, wskutek chorób i tortur. Dla pozostałych – wywózką w nieznane, na poniemieckie ziemie, na poniewierkę.

Przez Oświęcim, pomimo iż znajdował się on na uboczu od głównego szlaku kolejowego wiodącego ze wschodu na zachód i północ kraju, kierowano w pierwszej fazie akcji wysiedleńczej niemalże wszystkie transporty z woj. rzeszowskiego i krakowskiego. Początkowo również i te wiozące Ukraińców wysiedlonych z Lubelszczyzny w Olsztyńskie. Posuniecie to tylko pozornie było pozbawione logiki. Działo się tak za sprawą rozbudowanych w okresie wojny oświęcimskich bocznic kolejowych, stwarzających odpowiednie warunki dla przyjmowania i poddawania ścisłej kontroli i selekcji kilku transportów wysiedleńczych jednocześnie.

Niemalże z każdego transportu, przejeżdżającego przez Oświęcim, zabierano i zsyłano do obozu w Jaworznie od kilku do kilkunastu osób. Znane są przypadki, kiedy z transportu zabierano po kilkadziesiąt osób pochodzących z tej samej miejscowości. Np. ze wsi Dobra Szlachecka w pow. sanockim 25 osób aresztowano w rodzinnej wsi w przededniu wysiedlenia, a 67 zabrano do obozu właśnie w Oświęcimiu.

Od 30 kwietnia do 27 lipca 1947 r. na ogólną liczbę 442 transportów, którymi wywieziono Ukraińców w czasie Akcji „Wisła”, przez Oświęcim przeszło 269 transportów. Według treści zapisów w odnalezionych przeze mnie księgach obozowych, z oświęcimskiej bocznicy do obozu w Jaworznie trafiło łącznie 544 Ukraińców, w tym 361 w maju, 85 w czerwcu i 98 w lipcu 1947 r.

«Zabiłeś Świerczewskiego!?»

Według relacji osób, które trafiły do obozu z Oświęcimia, scenariusz był zawsze taki sam. Do transportu wysiedleńczego stojącego na oświęcimskiej bocznicy podchodził funkcjonariusz UB w towarzystwie uzbrojonych żołnierzy KBW lub milicjantów. Następnie dowódca konwoju transportu wywoływał z wagonów wszystkich mężczyzn. Czasami według jakiejś listy. Prowadzono ich wzdłuż torów do jakiegoś murowanego budynku odległego o kilkaset metrów od stacji. Według relacji świadków był to dworzec kolejowy, według innych posterunek milicji. W jednym z pomieszczeń spisywano dane personalne zatrzymanych osób, a w sąsiednim po kolei przesłuchiwano. Potem zamykano w piwnicy znajdującej się w tym samym budynku. Razem mężczyzn i kobiety. Najczęściej na całą noc. Piwnica była mała (3×6 m), bez okien, posadzka zalana cuchnącą wodą sięgającą kostek, według części relacji, do kolan. Po zebraniu większej liczby zatrzymanych osób, ładowano je na samochody ciężarowe z wysokimi bortami i pod eskortą uzbrojonych żołnierzy KBW wywożono do obozu.

„Żołnierze w polskich mundurach okrążyli wagony kolejowe, w których jechaliśmy. Mnie i innym młodym mężczyznom oraz chłopcom powiedzieli, że mamy iść po chleb. Z mojej wioski i sąsiedniej wsi Rybne żołnierze zatrzymali 20 mężczyzn. Potem zamknęli nas w piwnicy w budynku dworca kolejowego w Oświęcimiu. W tej piwnicy siedziało wtedy 40 zatrzymanych osób. Pomieszczenie było tak małe, że przez całą noc musieliśmy stać. Byłem przerażony całą tą sytuacją. Następnego dnia wszystkich zatrzymanych w Oświęcimiu wywieziono do obozu w Jaworznie. Nikt nam nie powiedział, dlaczego?” (Szczerbik Michał, ur. 23.11.1925 r. w Górzance, pow. Lesko, nr obozowy 477).

„W Oświęcimiu dowódca transportu w stopniu porucznika podszedł do nas wraz z kilkoma mężczyznami ubranymi po cywilnemu i rozkazał wyjść z wagonów wszystkim mężczyznom niezależnie od wieku. Na jego polecenie mieliśmy się ustawić przed wagonami twarzą zwróconą w kierunku tego porucznika. Potem razem z tymi ubranymi po cywilnemu przechodził wzdłuż naszego szeregu i co pewien czas wskazywał na któregoś z mężczyzn, nakazując wystąpić i zająć miejsce po przeciwnej stronie. Wybrał w ten sposób dwudziestu mężczyzn. […] Potem zjawiło się czterech wojskowych, którzy po kolei, pojedynczo brali nas na przesłuchanie. Przesłuchanie wyglądało w ten sposób, że dopuszczali się kategorycznego stwierdzenia: «Zabiłeś Świerczewskiego!?» Po takim pytaniu następowało bicie w postaci kopania, uderzania pięściami po całym ciele. Do bicia używali specjalnych gum. Po zakończeniu przesłuchania kazali nam stanąć na korytarzu twarzą do ściany, po czym przechodzili się wzdłuż szeregu i bili po plecach, uderzali naszymi głowami o mur. Wyzywali nas przy tym wulgarnymi słowami”. (Piotr Górniak, ur. 11.07.1928 r. w Wołkowyi, nr obozowy 535)

„Ilu Polaków zabiłeś?”

Bazyli Bil zeznał przed prokuratorem IPN, że w Oświęcimiu z jego transportu milicjanci czy może byli to wojskowi, zabrali  osiem osób.

„Wzięto nas do budynku milicji, gdzie pojedynczo byliśmy przesłuchiwani. Bito nas. Pytano mnie: «Ilu Polaków zabiłeś». (Bazyli Bil, ur. 20.01.1923 r. w Teleśnicy Sannej, pow. Lesko, nr obozowy 530).

„W Oświęcimiu byłem bity przez trzech funkcjonariuszy. Jeden z nich siedział na stole i założył mi skórzany pas na szyję, a pozostali dwaj okładali mnie pięściami i kopali”. (Sawicki Mieczysław, ur. 25.12.1928 r. w Łuczycach, pow. Przemyśl, nr obozowy 874.

Po Annę Trochanowską, Teklę Szczypczyk z Polan i Aleksandra Biszko z Berestu k. Krynicy podczas postoju ich transportu w Oświęcimiu przyszło dwóch polskich żołnierzy pod pretekstem pójścia na szczepienie. W rzeczywistości, jak się niebawem okazało, dlatego że wszyscy troje byli uczniami ukraińskiego seminarium nauczycielskiego w Krynicy. O to też pytano ich w trakcie pierwszego doraźnego przesłuchania na stacji w Oświęcimiu.

„Zabrano nas do jakiegoś budynku. Tam już było pełno ludzi. Każdego brano do pokoju. Przy biurku siedział wojskowy, mówili do niego «panie poruczniku». Przedtem nim zostałam wezwana do tego pokoju podeszła do mnie koleżanka z drugiej wsi Zofia Maślej i powiedziała do mnie: «Żebyś ty widziała, jak biją Twojego tatusia». Po chwili z pokoju wyszedł mój ojciec. Był bez butów i bez koszuli. Z nosa ciekła mu krew. Potem widziałam jak bito Aleksandra. Drzwi były lekko uchylone, słyszałyśmy odgłosy uderzeń oraz jego jęki”. (Anna Trochanowska, ur. 17.10.1926 r. w Polanach, nr obozowy 2442).

Po latach Trochanowska zeznała przed prokuratorem, że w Oświęcimiu również i ją bito, po całym ciele, na przemian deską, gumą, nogami od stołu. W końcu wszystkich wrzucono do ciemnej i brudnej piwnicy. Całą noc stali. Nie było gdzie usiąść. Na posadzce była cuchnąca woda. Załatwiali się do wiadra stojącego w kącie. Następnego dnia 11 osób z ich transportu załadowano na wojskową ciężarówkę i wywieziono do obozu.

Mówili, że w Jaworznie będzie nam koniec

„Przyszli funkcjonariusze milicji i po wyczytaniu mojego nazwiska zabrali mnie z wagonu i zaprowadzili do urzędu milicji. Wraz ze mną zabrali jeszcze 16-letniego chłopaka – Wasyla Kaszubę z tej samej wsi co i ja. Po doprowadzeniu na posterunek milicjanci zaczęli mnie bić gumami po całym ciele, a szczególnie po głowie. Pytam ich, za co mnie biją, ale odpowiedzią było tylko dalsze bicie. Nikt mi nie powiedział, dlaczego zostałem zatrzymany. W Oświęcimiu przetrzymywano nas w piwnicy, gdzie była woda. Było tam już bardzo dużo osób. Nie rozmawialiśmy ze sobą. Każdy bał się o życie. Po upływie dwóch dni wywieziono nas samochodami do Jaworzna. Pilnowało nas wojsko z bronią gotową do strzału. Podczas drogi mówili, że w Jaworznie będzie nam koniec”. (Jan Danyło, ur. 22.06.1909 r. w USA, zam. w Stężnicy, nr obozowy 852).

Chcę wiedzieć dlaczego!

Pawła Artyma z rodziną z Grąziowej załadowano do transportu w Olszanicy.

Jego żona zmarł w czasie wojny i osierociła sześcioro dzieci. Najmłodsze dziecko miało 6 lat, starszy syn Julian w chwili wysiedlenia miał 14.Teraz ciężar ich wykarmienia i wychowania spoczął na ojcu.

„Wysiedlenie nastąpiło niespodziewanie – zeznaje przed prokuratorem IPN syn Julian Artym. W dzień do wioski przyjechało wojsko i oznajmiło mieszkańcom, że mają 2 godziny czasu na spakowanie się. Mieliśmy konia i furmankę i do tej furmanki spakowaliśmy dorobek całej rodziny. Na stacji w Olszanicy czekaliśmy dwa tygodnie. Jechaliśmy w wagonach bydlęcych. Daty dokładnie nie pamiętam, ale p kilku dniach, może po tygodniu drogi zatrzymaliśmy się na postój w Oświęcimiu. Ojciec poszedł po zupę i już do wagonu nie wrócił. Potem w wagonach żołnierze przeprowadzili rewizję. Zabierano z transportu wszystkich mężczyzn powyżej 16 roku życia. Mówili, że zaraz wrócą. Ludzie opowiadali, że zatrzymano wtedy kilkudziesięciu mężczyzn. Polaków i Ukraińców. Z naszej rodziny zabrano także dwóch moich wujków. Po tym zatrzymaniu zrobił się szum, zamieszanie, ale pociąg zaraz ruszył, a zatrzymani nie dołączyli do transportu.

Naszą rodzinę, już bez ojca, przywieziono do miejscowości Płoty i osiedlono w poniemieckim gospodarstwie, w którym mieszkało już kilka rodzin. Początkowo nie szukaliśmy ojca, byliśmy właściwie jeszcze dziećmi. Nie wiedzieliśmy, gdzie mamy pytać. Nikt nas nie powiadomił, co się z nim dzieje. Tak zresztą jest do dzisiaj. Po jakimś czasie zaczęli wracać do swoich rodzin zatrzymani mężczyźni. Wrócili też nasi wujkowie. Nie wiem co opowiadali, bo jako dziecko nie byłem dopuszczany do takich rozmów.

Pytałem o ojca, a oni mówili, że nie żyje. Wujkowie opowiadali, że ojca zabrano na przesłuchanie. Na śledztwo poszedł sam, a z przesłuchania już go przyniesiono. Nic więcej nie powiedzieli. Miałem wrażenie, że im zabroniono […]”.

„Wszystko co mieliśmy (gospodarstwo 7 ha i 1 ha lasu) nam bezprawnie zabrano, a w zamian nie dano nic. Ojca już nigdy nie zobaczyliśmy. Do dnia dzisiejszego jego los jest nam nieznany. Wiadomo mi jest, iż w tym czasie władze komunistyczne prowadziły w Jaworznie obóz, w którym panowały barbarzyńskie warunki.

Chcę wiedzieć kto odpowiada za to co utraciłem w wyniku bezprawnego działania Władz Polskich i jak mogę dochodzić swoich praw z tym związanych, a nade wszystko chcę wiedzieć co stało się z moim ojcem”. [Z przesłuchania Juliana Artyma, s. Pawła, ur. 30.03.1933 r. w Grąziowej przez prokuratora OKŚZpNP w Poznaniu i jego pisma w sprawie wyjaśnienia okoliczności śmierci ojca].

„Pokwitowanie odbioru”

Za brutalną selekcję dokonywaną na bocznicy stacji kolejowej w Oświęcimiu i wysyłkę Ukraińców do obozu koncentracyjnego odpowiadają członkowie Grupy Operacyjnej powołanej przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. Jej trzon stanowili funkcjonariusze Wydziału III (Operacyjnego) Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Krakowie. Podlegali bezpośrednio dyrektorowi Departamentu III MBP. Jego nazwisko widniej w „Pokwitowaniu odbioru”.

Na osoby zabrane z transportów wystawiano zbiorczy dokument zatytułowany „Pokwitowanie odbioru”. Oprócz nazwisk, roku i miejsca urodzenia, podawano lapidarne uzasadnienie: „Współpraca z UPA”, „Członek bandy”, „Pomocnik bandy”.

„Pokwitowanie odbioru” z transportu w Oświęcimiu pierwszej grupy 11 Łemków ze wsi Bartne w pow. gorlickim pod zarzutem „współpracy z UPA”. Łącznie z Bartnego w obozie koncentracyjnym w Jaworznie uwięziono 27 osób, w tym proboszcza parafii greckokatolickiej o. Iwana Bułata, najwięcej z całej Łemkowszczyzny. Poza jedną osobą, wszystkich zwolniono w 1948 r. z braku dowodów winy. W obozie zginął Michał Gbur, s. Wasyla i Pelagii, ur. 18 IX 1900 r., zamordowany 8 II 1948 r., nr obozowy 974.

Po przewiezieniu do Jaworzna administracja COP wystawiała „Potwierdzenie odbioru”. Na „Pokwitowaniach” zachowały się podpisy „zdających i przyjmujących” – por. Zawady lub chor. Muniaka z WUBP w Krakowie oraz szefa administracji obozowej por. Mieczysława Święszka, później naczelnika więzienia w Barczewie, osławionego kata ukraińskich więźniów.

Potwierdzenie „odbioru osób doprowadzonych”, m.in. mieszkańców wsi Ropienka w pow. leskim i z terenu Łemkowszczyzny wystawione przez komendę COP Jaworzno.

Choć ich nazwiska, jak też pozostałych członków Grupy Operacyjnej UB w Oświęcimiu są znane a akta personalne zachowane w archiwum IPN, żaden z nich nie został nawet przesłuchany w ramach śledztwa prowadzonego przez Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu.

Do obozu w Jaworznie Ukraińcy trafiali nie tylko ze stacji w Oświęcimiu. Największą grupę więźniów stanowiły osoby aresztowane w przededniu Akcji „Wisła”, 24 kwietnia 1947 r., później już w trakcie jej trwania na stacjach załadowczych, następnie w ramach tzw. „doczyszczania” terenu z osób, które zdołały uniknąć wywózki, ukrywały się, czy też zbiegły ze stacji załadowczych lub transportów. W lipcu do obozu zaczęto przywozić Ukraińców, aresztowanych pod zarzutem nielegalnego powrotu w rodzinne strony na żniwa, po pozostawione mienie. Ale o tym będzie w kolejnych odcinkach bloga.

Na fotografii u góry Maria Pyrczak, ur. 26.08.1926 r. w Dobrej, pow. Jarosław, nr obozowy 2090. Zdjęcie wykonane w obozie w 1948 r.