Takich relacji dot. obozu w Jaworznie, które opublikowałem w tym tygodniu są setki. Odnalazłem je w aktach prokuratury IPN, w archiwach, zbierałem wśród byłych więźniów i ich rodzin. Nie publikuję ich, by epatować się okrucieństwem. Obiecuję, że do zakończenia prac nad książką, więcej nie będę.

Chciałem tylko uzmysłowić, czym dla Ukraińców w 1947 r. był obóz w Jaworznie, miejscu na polskiej ziemi, gdzie wzorce i doświadczenia niemieckie-nazistowskie spotkały z polskimi-komunistycznymi. A słowa – Oświęcim, bocznica kolejowa – mogą brzmieć równie strasznie.

Chcę przywrócić wiarę tym, którzy wciąż się jeszcze boją, bo drzemie w ich genach strach, głęboko zakodowany przez pokolenie Akcji „Wisła”. Ostatnio doświadczam tego niemal codziennie, czytając listy pisane do mnie.

Jestem, prawdopodobnie, jedynym, który odnalazł, skopiował i przeczytał, strona po stronie, ponad 500 tomów akt śledczych i sądowych, będących plonem „pracy” specjalnej Grupy Śledczej Ministerstwa Bezpieczeństwa w obozie w 1947 r. i kilkadziesiąt tomów akt śledztw prowadzonych w sprawie Jaworzna po 1990 r. przez Komisję Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu – IPN.

Chcę po prostu wiedzieć, tak, jak syn zamordowanego w obozie Pawła Artyma, dlaczego tych ludzi zamknięto za drutami byłego hitlerowskiego obozu koncentracyjnego? Kim byli, skąd pochodzili, wieś po wsi, ile mieli lat?

Ilu z nich i kiedy zakatowano, zamorzono głodem w obozie, skazano na karę śmierci i rozstrzelano. A jeśli przeżyli, skazano ich powtórnie na życie w traumie, wszechogarniającym strachu, towarzyszącym im nierzadko do końca ich dni, że mogą tam trafić ponownie! Nie wiedząc, że doświadczają czegoś, co w psychiatrii nazywa się „syndromem obozowym” lub „zespołem obozu koncentracyjnego”.

Chcę znać nazwiska ich oprawców – komendantów obozu, strażników, kapo, śledczych UB. Nie zwiodą mnie hejty, że to byli Żydzi, komuniści. Nie byli. Nie tylko!

Chcę wiedzieć, dlaczego żadnego z nich nie spotkała do dziś jakakolwiek kara. A popełnionych na więźniach obozu zbrodni – nie nazywa się zbrodnią.

Chcę wiedzieć, dlaczego od kilkudziesięciu lat wciąż skrywa się prawdę o rzeczywistym miejscu, gdzie zakopano w bezimiennych dołach ciała kilku tysięcy zamordowanych więźniów obozu – Niemców, Ślązaków, Ukraińców, Polaków – a z pełną premedytacją wskazano to, gdzie nigdy ich nie grzebano, a dziś stoi tam pomnik „ofiar obozu”. Ja to miejsce odnalazłem… I wierzę, że powstanie tam kiedyś prawdziwy cmentarz „Pod sosenkami”.

Dziękuję Wam wszystkim za wsparcie – moralne i finansowe!