Tak napisał/a pfg@gmail.com po przeczytaniu mojego tekstu „8000 Łemków”. I dodał/a: „Moje 7/8 krwi nie-łemkowskiej cieszy się ze wspaniałego odkrycia archiwalnego”.

Gdybym wiedział, że mogę doprowadzić moich czytelników do ekstazy…, pewnie bym się chwilę zawahał. Tak, jak zawahałem się, nadając pierwotnej wersji tego tekstu tytuł – „Skarb”. Pierwszy pomysł jest zwykle najlepszy, ale zaraz potem pomyślałem, że to może za nadto pompatyczne, na wyrost, może to już ktoś odkrył przede mną i wyjdzie niepoważnie.

Nie wyszło. Kilkaset maili z całego świata. Słowa podziękowania za odnalezienie „skarbu”, przeplatają się z setkami pytań o kenkarty z konkretnych wsi, o nazwiska łemkowskich babć, dziadków i pradziadków. Prośby o przesłanie skanów ich fotografii.

Z Francji napisała Pani Agnès Thomas-Myara, która pracuje nad doktoratem o Łemkach. Nie ma korzeni polskich ni ukraińskich, ale uważa, że Łemkowszczyzna to temat fascynujący nawet w Lotaryngii, gdzie się urodziła i mieszka. Magisterka była o Jerzym Nowosielskim. Teraz będzie od Talerhofu do Akcji „Wisła”. I o obozie w Jaworznie… Przypadek to czy przeznaczenie?

„Znaczy się skarb pokryty kurzem, ożywa…”

Kilka osób z Ukrainy i Polski rozpoznało już swoich bliskich na opublikowanych przeze mnie ledwie kilkunastu fotografiach. Pani Halina Huk – dziadka, Josypa Nawaljanyja i jego stryjecznego brata Danyła Nawaljanyja oraz Annę Radyk – żonę brata babci wysiedlonych z Czarnej Wody w pow. Nowy Targ.

Z kolei Pani Jarosława Hałyk – przewodnicząca Światowej Federacji Ukraińskich Stowarzyszeń Łemkowskich – Petra Merenę z Roztoki Wielkiej, jako męża rodzonej siostry jej taty. W przypływie radości dzielonej z nimi napisałem w jednym z komentarzy: „Znaczy się skarb pokryty kurzem, ożywa…”.

Drzewo genealogiczne z 20 tysiącami nazwisk…

Potomkowie Rusinów Szlachtowskich, żyjący w USA w rejonie Cleveland chcieliby mieć kopie z wszystkich – czyli 620 – kenkart mieszkańców wsi Jaworki, Szlachtowa, Czarna Woda i Biała Woda, jakie się zachowały w krakowskim archiwum. Mnie nie stać nawet na 100 skanów dla siebie, więc póki mnie nie stać „pstrykam” telefonem.

Są niesamowici. Jeśli dobrze zrozumiałem ich polski, a oni mój angielski, pracują nad drzewem genealogicznym – bazą danych wszystkich rodzin wywodzących się z tych czterech miejscowości i rozsianych po całym świecie. Jak na razie doszli do 20 tys. nazwisk! Jednak do pełni szczęści brakuje im tylko tych kilkaset kenkart. Czy można im odmówić i nie pomóc?

Czy można odmówić?

Nie przypuszczałem, że odnalezienie kolekcji kenkart Łemków wysiedlonych do USRR, opisane ad hoc po powrocie z archiwum w Krakowie na mojej stronie www.emisilo.pl, wywoła takie zainteresowanie.

Jeśli wierzyć danym Google Analytics mój tekst „8000 Łemków”, w ciągu pięciu dni przeczytało 33 tys. osób! Niektórzy, być może po kilka razy. Dla mnie do rekord Guinnessa.

Czytały go osoby z Europy i Rosji, obu Ameryk, w tym Brazylii 10, Argentyny 58, Columbii i Peru, ale również tak egzotycznych dla problematyki łemkowskiej państw, jak Nigeria, Tanzania, Ghana, Jemen czy Chiny. Również z Indii…, gdzie mam kilku wiernych czytelników większości moich tekstów.

To są rzeczy policzalne…

A niepoliczalne? Imponderabilia, jak mawiał marszałek Józef Piłsudski. Trudne do uchwycenia, ale wywierające na nas wpływ, które sprawiają na przykład, że tak wiele osób poszukuje, wciąż i wręcz rozpaczliwie, informacji o swoich przodkach.

Czy dlatego, że Ich nie ma już wśród nas. Nie możemy Ich spytać, skąd przybyli, dlaczego musieli porzucić swoje ojczyste strony – Łemkowszczyznę. Żeby po prostu wiedzieć, jak tam było. Jak wyglądali. Jak kochali. Tę ziemię.

A może dlatego, że kiedy Oni jeszcze byli, my mieliśmy ważniejsze sprawy na głowie…

Nie było nas przy Nich z naszymi drogimi smartfonami, które potrafią zrobić i wspaniałe zdjęcie i nagrać dyskretnie wiele godzin wspomnień. Potrafią, ale nie zdążyliśmy…

Drodzy Państwo, moi Przyjaciele.

Z uwagi na ograniczenia czasowe nie jestem w stanie odpowiedzieć indywidualnie na wszystkie zapytania, choć się staram. W spełnieniu próśb nie pomoże nawet asystentka, której zresztą nie mam?

Dlatego postaram się opublikować coś w rodzaju informatora – przewodnika po zbiorze kenkart, by ułatwić wszystkim Wam skorzystanie z tych cennych materiałów.

Nie mam prawa trzymać tego w tajemnicy. Choć mógłbym. Skopiować, publikować po kawałku, nie podając źródła. W myśl starej ukraińskiej maksymy – „Sam ne ham i druhomu ne dam”… Przy czym ukraińskie „ham” to nie to samo co polski „cham”, a w tym konkretnym przypadku znaczy tyle, co: „Sam nie skorzystam (dosłownie – nie zjem) i drugiemu nie dam”.

Daj grosik na KALYNĘ…

Tam, gdzie będę mógł, chętnie pomogę. Jeśli mam skan bliskiej Wam osoby, z przyjemnością go udostępnię, ale pod jednym warunkiem: dokonacie wpłaty na rzecz Polsko-Ukraińsko-Kanadyjskiej Fundacji Stypendialnej KALYNA, nawet symbolicznej, ale nie mniejszej niż koszt zamówienia skanu. Oczywiście bezinteresownie też można dać grosik, bo w ten sposób wspieracie moje poszukiwania.

Myślę, że to najlepszy sposób na spożytkowanie odkrycia, którego dokonałem, dzięki stypendium KALYNY. Mam nadzieję, że Państwo to uszanują.

Dr Eugeniusz Misiło

P.S. Ten przystojniak na fotografii tytułowej to Iwan Kaspriak, ur. 11.04.1912 r. w Czarnej Wodzie.