Opisany przez Pana Tomasza Baarta na FB przypadek wykorzystania przez ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego zdjęcia przedstawiającego paloną i mordowaną przez AK ukraińską wieś Sahryń, jako ilustracji zbrodni popełnionej przez Ukraińców na Wołyniu, jest przypadkiem szczególnym, ale nieodosobnionym.

Po nagłośnieniu manipulacji związanej z wykorzystaniem fotografii płonącego Sahrynia z dnia 10.03.1944 (ukraińska wioska…

Opublikowany przez Tomasz Baart Czwartek, 28 lutego 2019

Bo,

– dopuszcza się on, jak wykazał Pan Tomasz Baart, świadomie fałszerstwa;

– upowszechnia je w mediach, raczej nie w celu wywołania uczuć miłości wobec innej nacji;

– jest księdzem.

W tym ostatnim przypadku nie byłbym już tego taki pewien. Niestety w tekście Pana Baarta brak konkluzji, czy, dając takiej osobie święcenia kapłańskie, nie sprzeniewierzono się przypadkiem naukom głoszonym przez Chrystusa!?

Mnie jednak najbardziej szokuje co innego.

Dr Grzegorz Kuprianowicz z Lublina za powiedzenie kilku słów prawdy o zbrodni popełnionej przez członków podziemia polskiego na mieszkańcach tegoż Sahrynia został potraktowany jak przestępca kryminalny. Wzywano go na przesłuchania do prokuratury, usunięto z pełnionej społecznie funkcji w komisji IPN, napiętnowano i szykanowano publicznie.

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski świadomie i z premedytacją sprofanował pamięć tychże pomordowanych mieszkańców Sahrynia. Co na to Pan prokurator?

 

P.S. W części II mojego tekstu „Mit 100 tysięcy” opisałem historię jednej z największych i najbardziej cynicznych fałszywek jaka miała miejsce w historii nie tylko polskiej, ale i światowej fotografii. Chodzi o zdjęcie przedstawiające małe dzieci przytroczone kolczastym drutem do grubego pnia drzewa.

Wstrząsające, wręcz drastyczne w swej wymowie zdjęcie zamordowanych dzieci, wielokroć powielane w książkach, w setkach artykułów prasowych, przez portale internetowe, pokazywane w Telewizji i na objazdowych wystawach, stało się, jak napisał portal „Polska Niepodległa” – „Ikoną męczeństwa Polaków na Wołyniu”. Naturalną konsekwencją była inicjatywa środowisk kresowych wzniesienia w centrum Warszawy, na Placu Grzybowskim, 300 metrów od Pałacu Kultury i Nauki, monumentalnego pomnika „ukraińskiego ludobójstwa”, dla którego inspiracją i pierwowzorem było wspomniane zdjęcie.

Tę okrutną zbrodnię przez wiele lat środowiska kresowe, a w szczególności Stowarzyszenie Upamiętnienia Zbrodni Nacjonalistów Ukraińskich, przypisywały UPA, SS-Galizien, Ukraińcom. Nadano jej nawet nazwę – „wianuszek ukraiński”. To dla pohańbienia ukraińskiej tradycji narodowej, w której wianki plecione z prawdziwych czy też sztucznych kwiatów stanowiły nieodłączny element stroju ludowego. Szczególnie weselnego, panny młodej i jej druhen.

Ujawnienie fałszerstwa w 2007 r. nie przeszkadza, by do dziś na dziesiątkach portali to zdjęcie było nadal powielane z komentarzem, że przecież tak zapewne wyglądały tysiące polskich dzieci powieszonych na Wołyniu.

W 2008 r., czyli w rok po ujawnieniu i opisaniu przez dziennikarzy „Rzeczypospolitej” fałszerstwa fotografii z „wianuszkiem ukraińskim”, w Warszawie, na Krakowskim Przedmieściu, w tym przed Pałacem Prezydenckim, wywieszano plakaty wzywające do uczczenia 65. rocznicy mordów ukraińskich na Wołyniu, na których umieszczono zdjęcie pomordowanych dzieci z podpisem pochodzącym z książki Aleksandra Kormana.

Wydawane w tysiącach egz. książki Kormana i Siekierki ze zdjęciem „wianuszka ukraińskiego” na okładce i obszernie opisaną zmyśloną przez niego historią tej okrutnej zbrodni, nadal stoją na półkach polskich księgarń i bibliotek.