Przepraszam, że się nie pochwaliłem… Zostałem wybrany „Opiekunem miesiąca”. Ten zaszczytny tytuł, na który trzeba ciężko zapracować, przyznała mi polska firma, która mnie zatrudnia Professional Care 24 z Torunia), na wniosek niemieckiego koordynatora (pozdrowienia dla Aleksander Zoll) i rodziny mojego podopiecznego Edmunda. Oprócz satysfakcji, bon towarowy na 100 Euro do Douglasa na kosmetyki, który już dawno zagospodarowała moja córka…W końcu, po to się ma córki!

To miłe z ich strony. Dziś rano, pijąc poranną kawę, naszła mnie refleksja, że po raz pierwszy ktoś docenia moją pracę. Dlatego zachęcam wszystkich, kto ma problemy ze znalezieniem pracy w Polsce, tak jak ja, bo za stary, bo mam złe CV, bo ma czarne podniebienie, a ma problem, jak przeżyć, za co utrzymać rodzinę, wspierać uczące się dzieci, spłacić ratę kredytu – do zatrudnienia się jako opiekun/opiekunka. To nie jest płatny tekst reklamowy. Na szczegółowe pytania odpowiem chętnie na priv.

Pamiętajcie. Nikt Wam nie pomoże, jeśli sami sobie nie pomożecie. Przekonałem się o tym, pisząc w grudniu ubiegłego roku mój jeden z pierwszych tekstów z Niemiec na FB, zatytułowany „Espresso”. Od tamtego czasu właściwie nic się nie zmieniło, choć, jak w tej ulubionej mojej pieśni zespołu Mad Heads – „Bo poky sonce siaje, poky woda tecze, nadija je, nadija je….”

Cały czas powtarzam sobie, że żadna praca nie hańbi. O dyskomforcie psychicznym z powodu nierobienia tego, co chciałbyś, do czego masz powołanie, np. pisać książki – pisać nie będę, bo to już traci sens. Mam świadomość, że nie jestem wyjątkiem. Że podobny, a być może jeszcze większy, „dyskomfort” czują setki tysięcy, jeśli nie miliony ukraińskich zarobitczan. Mało który z nich pracuje w swoim zawodzie. Jestem jednym z Was. Wiem, co czujecie!

Praca jest ciężka i też zależy gdzie się trafi, jak to w życiu bywa. Czasami jest niewdzięczna, jak każda praca. W odczuciu niektórych „poniżająca”. Ale daje tę satysfakcję, że ma się poczucie przynajmniej czasowej stabilizacji (niektórzy robią z tego drugi zawód). Plus, umowa o pracę, ubezpieczenie, ZUS od średniej krajowej, gwarancje, że nie pracujecie na czarno, że nikt nie oszuka i zapłatę otrzymacie w terminie na konto.

Wymagania: doktorat (niewymagany – swoim się nie chwaliłem), język w stopniu komunikatywnym (na każdym smartfonie są dziś dziesiątki aplikacji do nauki języka i komunikacji), poza tym umiejętność gotowania, prania, całodziennej opieki nad chorą lub wiekową osobą, zamiatania ulicy, ect.

W moim wypadku postawiono wymóg dodatkowy, „umiejętność kierowania wózkiem inwalidzkim w terenie górzystym”. To taki odpowiednik kategoria C+E, czyli na „tira”… Nie żartuję. Było tu w międzyczasie już kilku moich „zmienników” z Polski (wyjazdy do pracy są na 2 lub 4 miesiące) i żaden nie wrócił. Ja jestem tutaj już po raz trzeci.

Poza tym odporność na widok krwi, spędzania czasu, jak w tym tygodniu niemal dzień w dzień na szpitalnych korytarzach, odporność na bycie 24/24, jak w moim przypadku, sam na sam z człowiekiem ciężko chorym na serce, 3 x w tygodniu dializowanym, przygłuchym.. (ryczący TV), tolerancja na niemieckie poczucie humoru, czyli raczej jego brak.

Żeby wytrwać nie sfiksować lub nie popaść w błogi nałóg w konsekwencji powikłań w ramach leczeniu depresji…, trzeba mieć jakąś pasję, którą zabieracie ze sobą i dzięki niej trwacie, w nadziei na lepsze czasy… I ja taką mam. I zaręczam, że wytrwam, a jeśli popadnę w deprechę, to obiecuję się leczyć własną nalewką…

P.S. Kocham róże, też! Te są niemieckie, odmiana nieznana, kwitły od czerwca do jesieni, właściwie nie podlewane przez nikogo, gdyż właściciel ogrodu wyprowadził się do innej miejscowości. Zdjęcia moje zrobione telefonem.