W Niemczech Wszystkich Świętych się nie obchodzi. Dziś normalny dzień pracy. Co prawda w kalendarzu tego dnia jest Allerheiligen, ale na cmentarzu nie widziałem „żywego ducha”. W rzeczy samej piękne określenie. Żadnego znicza, nic, pustka. Dziwne uczucie. Tym bardziej myślami jestem z moimi rodzicami, na których groby w tym roku nie mogłem pojechać.

Myślę też o tych, którzy nie mają swoich grobów, nie wiemy, gdzie zostali pochowani. Przez wiele lat wespół z moim polskim kolegami z Ośrodka „Karta” w Warszawie zajmowałem się dokumentowaniem ofiar polsko-ukraińskiego konfliktu w latach 1939-1956. Wiem, jak ważne jest każde nazwisko, każda data, nawet najdrobniejsza informacja o miejscu pochówku. Dla nas były one ważne, by ocalić od zapomnienia, policzyć, „zawołać po imieniu”. Ale jednocześnie po to, by Ukraińcy i Polacy mogli sobie wreszcie podać ręce ponad mogiłami, jak to pięknie ujął w jednym z reportaży o ekshumacji szczątków żołnierzy UPA w Birczy reżyser Waldemar Janda.

Może szczególnie dlatego, wbrew temu co się dziś dzieje w Polsce, pamiętajmy o tych wszystkich, którzy nie mają swoich mogił – Ukraińcach zamordowanych przez Polaków i Polakach zamordowanych przez Ukraińców, żołnierzach AK i UPA poległych w bratobójczej walce, zakatowanych, wieszanych i mordowanych strzałem w tył głowy w tych samych kazamatach komunistycznych więzień przez tych samych komunistycznych oprawców. Każdy z nich ma prawo do mogiły i krzyża. I pamięci. Ukraińcy również. Póki jeszcze Szarek nie zabronił.